Dzień dobry :)
Dziś trochę o mojej walce o zdrowy kręgosłup. Z racji na to, że niektóre informacje publikowałam na fanpage firmowym, niektóre na instagramie, a jeszcze inne na prywatnym wall’u facebookowym, postanowiłam poskładać w całość moją całą batalię z kręgosłupem tu, na blogu, by ułatwić nowym osobom dotarcie do sedna ;).
O co chodzi?
W najkrótszym skrócie jaki się da – dyskopatia odcinka lędźwiowego kręgosłupa.
Można by rzec, że w zasadzie to nic takiego, że problem dotyka bardzo wielu ludzi. To prawda, jednak w momencie, w którym przestajesz móc chodzić, leżysz jak warzywo w łóżku i musisz odwoływać sesje zdjęciowe, czyli Twój chleb powszedni, to świat wali Ci się przed oczami.
Nie wiem kiedy problem miał swój początek, przegapiłam ten moment. Kluczowy w problemie był 13 kwietnia tego roku – rwa kulszowa. Unieruchomiłam się na parę dni, ale zamiast pójść do lekarza, jak typowy pracoholik – doszłam do siebie i wróciłam do pracy. Nie da się chyba popełnić większego błędu w kwestii kręgosłupa. Musiałam się oczywiście przekonać o tym na własnej skórze, więc.. dokładnie miesiąc później unieruchomiłam się nie na kilka dni, ale na TYGODNIE. Najprościej rzecz ujmując – wypadł mi dysk.
Powód? Lata jeżdżenia pociągami na trasie Kęty – Warszawa, nieuprawianie sportu, no i dźwiganie , dźwiganie, dźwiganie.. plus jak się domyślam genetyczne predyspozycje i jakieś kilkadziesiąt innych powodów. Kiedy piszę tego posta mamy 26 sierpnia 2018 roku, czyli za mną ok. 5 miesięcy batalii kręgosłupowej. Mam za sobą metody akademickie – tabletki i fizjoterapię, jakieś swego rodzaju (jak sądzę) placebo – lasery i pola magnetyczne i najważniejsze – ćwiczenia. Nic tak nie daje kopa mięśniom jak ćwiczenia wzmacniające kołnierz kręgosłupa i spacery z piesami, długie spacery.
W zasadzie można się zastanawiać po co się uzewnętrzniam z tą sprawą. Nie jest to jednak tak nieoczywiste. Im więcej ludzi zna mój problem, tym więcej ja znam ludzi, którzy również mają problem okołokręgosłupowy, nadgarstkowy, lub jeszcze inny. Jest to strasznie, ale to strasznie smutne. Pokolenie millenialsów jest o prostu zdegenerowane, tak myślę, i trzeba temu przeciwdziałać. Jeszcze nie wiem jak, ale się dowiem i Wam powiem ;)
Czy jest mi lepiej? Jest. Ogółem ciężko rozważać jakiekolwiek choroby, kiedy z chorobowego dostaje się grosze, więc założenie jest takie, że powracamy do “normy” w najkrótszym możliwym czasie.
Czy będzie tak na stałe? Nie mam pojęcia. Od prawie pół roku mam paniczny lęk przed podnoszeniem czegokolwiek cięższego niż 3 kilo, więc można sobie wyobrazić jakie stosunki mam z walizkami, plecakami foto.. No, staram się jak mogę ;)
Jak się kształtuje przyszłość? Masażami. Wydaje mi się, że sprawdzony, dobrze wykwalifikowany fizjoterapeuta to jest najwłaściwsza droga. Kosztuje to trochę, ale wychodzę z założenia, że zdrowie jest warte każdych pieniędzy (oprócz tych przelewanych na zus ;) ).
Życie fotografa złożone jest z pięknych zdjęć, ale sesje zdjęciowe wypełnione są także wysiłkiem fizycznym, nad którym praktycznie nikt się na bieżąco nie zastanawia. Mam nadzieję, że medycyna znajdzie rozwiązanie dla naszej branży i ułatwi powrót do pełnej sprawności, a Wam życzę zdrowia i gibkich kręgosłupów!
Ahoy,
Alicja