Ostatnio znowu skreśliłam jedną pozycję z mojej listy marzeń zatytułowanej “Zrobić przed trzydziestką”.
Nad tatuażem myślałam już dobrych kilka lat, i powiem Wam, że jest to decyzja, którą niepotrzebnie odwlekałam w czasie. Ok, myślenie “a może się rozmyślę” jest ok, ale nie 3 lata z rzędu ;)
Jestem zdania, że jeśli się czegoś bardzo chce, to odwlekanie tego w czasie w nieskończoność mija się z celem, jednak dopiero ostatnio zaczęłam wprowadzać rzeczy z listy w życie ;)
Zaczęło się od zafarbowania na blond i obcięcia włosów, potem miałam różowe włosy, aż skończyłam na czerwonych jak Arielka. Chodzi mi po głowie czarny jeszcze.. :D
Ostatnio przed wyjazdem do Anglii wpadłam na genialny pomysł zafarbowania odrostów typowo rudym kolorem w piance. Nie wiem czemu, ale jakoś tak mi się uwidziało, że czerwony + ten rudy jakoś się ładnie ze sobą połączą.
Myślałam, że na jakimś zdjęciu będzie to fajnie widoczne, ale jak się okazuje, prawie nie widać różnicy na zdjęciach. Na szczęście. Na żywo wyglądało to dość wesoło ;)
W każdym bądź razie przesłanie jest takie, że jak się marzy o jakimś tam kolorze, nie wiem, choćby zielonym, to serio, nie ma co czekać. Gdyby nie ten blond, pewnie nie odnalazłabym się w czerwonym, do którego się przykleiłam i już nie odkleję.
Wracając do tatuażu.. Od razu wiedziałam, że muszę mieć coś mopsiastego+fotograficznego+kwiatowego. Najlepiej wszystko na raz. Całe szczęście ludziki projektujące tatuaże potrafią człowiekowi uświadomić, że sorry, ale nie.
Internety obfitują w niezliczone miejsca, w których aż roi się od inspiracji. Najlepiej człowiek otatuowałby się od góry na dół, no pomijając twarz. xD
Zdecydowałam, że muszę mieć Ciapkę w makach na jednej ręce, a Manticorę na drugiej. 5 godzin i proszę bardzo, Ciapka gotowa ;)
Minę ma z tego zdjęcia:
Przed zrobieniem miałam tylko jedno w głowie – czy to będzie psia kostka bolało? Słyszałam wiele opinii, że proces robienia tatuażu strasznie boli. Oczywiście w zależności od miejsca, ale ogółem ból płacz i zgrzytanie zębów. Mogę powiedzieć to samo, ale o procesie gojenia. Samo smyranie igłą jakoś mnie specjalnie nie bolało, choć dziewczyny mówiły, że jestem jakimś odpornym egzemplarzem, ale po zrobieniu przemywanie bolało jak cholera. Takie uczucie spalonego kurczaka. Tak, wtedy Wy jesteście tym kurczakiem.
Następna rzecz do odhaczenia na liście już nie jest jakaś specjalnie wymagająca odwagi, bardziej piniendzy, więc póki co nie ma co o tym wspominać ;)
Zostawiam Was ze świąteczną piosenką Pentatonix :)
Ahoy!
Alicja